Nie umiem się decydować. Po przeczytaniu całego „Szpola” dwa razy i udostępnieniu wszystkich (a nie wybranych) tekstów w postach na Facebooku (autoreklama, ale trzeba przyznać, że całkiem zgrabna) nie pozostało mi nic innego, jak tylko wybrać odpowiednie miejsce, w którym zamierzam spędzić wieczór. Tym razem padło na fotel (bo mam, to mogę, zapłaciłem, to będę używał).
Gdy już siedziałem, miałem zdecydować: YouTube czy coś innego? A tam, zamiast oglądać challenge’e, zaobcuję (drogie dzieci, nie wiem, czy jest takie słowo, nie powielajcie go, proszę) z kulturą wyższą i film sobie włączę. A mogłem nauczyć się w tym czasie składni, może te zdania brzmiałyby trochę lepiej.
Anyway, że tak zarzucę staropolszczyzną, skoro chcę obejrzeć film, to muszę mieć co jeść w tym czasie, bo już całkiem z sił opadnę.
Dobrze, że krótkofalówkowy popcorn (dalej: pykkurydza, mówmy po polsku) składa się z trzech podzespołów jadalnych, czyli trzech torebek. Trochę zajęło, zanim nauczyłem się, że pykkurydzę się podgrzewa. Wcześniej mój dentysta lubił mnie bardziej, bo miałem u niego wykupiony karnet. W każdym razie spoko, że są trzy torebki w środku. Pierwszą zawsze składa się jako ofiarę dla Dionizosa albo innego Apolla (na przykład niepylaka). I to jest ofiara całopalna, zawsze. Inaczej nie smakuje tak samo, a film trafia się słaby. Druga służy już do zjedzenia.
Skoro miałem już pykkurydzę, to mogłem w końcu wybrać film. Włączyłem jeden z serwisów VOD (chodzi o Netflixa, ale w sumie to nieistotne). Przejrzałem najpierw sekcję „Oglądaj dalej” i trochę się załamałem. Naprawdę mam taki gust? Albo i gusta, bo było tam jakieś anime, bajka dla dzieci, horror, serial kryminalny, dokumenty. Człowiek orkiestra ze mnie.
Nic jednak nie wzbudziło mojego zainteresowania. Zacząłem więc przewijać stronę. Horrory są super, ale tylko jak oglądam z dziewczyną. Ona mnie broni. Poza tym są straszne, więc odpadły.
Thrillery podobnie. Zresztą, jeśli pytałem znajomych, czy polecają któryś z tych, które mnie zainteresowały, pisali, że już widzieli. A ja chciałem zobaczyć coś nowego.
W końcu dotarłem do crème de la crème kinematografii. Do Rolls-Royce’a wśród gatunków filmowych. Do polskich komedii i komedii romantycznych. HUMOR, PROSZĘ PAŃSTWA. Większość z nich znałem już z Masochisty, więc uznałem, że sobie je odpuszczę. Zresztą kilka dni wcześniej zobaczyłem fragment komedii romantycznej, przypadkiem, w telewizji. Ciarki zażenowania czułem jeszcze przez dobre kilkanaście minut po tym incydencie. Nie, dziękuję, może innym razem. Na przykład nigdy.
To był dramat. To znaczy tragedia. To znaczy horror. Aaa! Nie mam na myśli gatunku, chodzi mi o to, że nie wiedziałem, co mam zrobić. Znalazłem w internecie badania, które wykazały, że wybieranie filmu przeciętnie trwa dłużej niż jego oglądanie. Właściwie to był nagłówek w „ASZdzienniku”, ale to tym bardziej legitne. No i rzeczywiście. Zjadłem całą miskę pykkurydzy, zanim wybrałem film.
Chyba coś się popsuło i nie było mnie słychać: nienawidzę wybierać. I nie umiem, zamiast wybierać potrafię tylko tracić czas.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko uznać, że mam to gdzieś, zrobić ostatnie opakowanie pykkurydzy i iść coś poczytać. Czego i państwu życzę.
Krzysztof Sroka (on/jego)
Szef sekcji Facebooka
Studiuje twórcze pisanie i marketing wydawniczy. Z wykształcenia dziennikarz. Interesuje się komunikacją, marketingiem, a przede wszystkim – pisaniem. W „Szpolu” pisze, zajmuje się stroną internetową i Facebookiem. Wolny czas oddaje kotom i fotografii.