Jest jesień, pełna spadającej z drzew czerwieni i żółci. W październiku rozpoczynam nowy etap. Studia. Poznaję roześmianego rudzielca, szaloną blondynkę, ciekawą okularnicę i innych niezwykle utalentowanych ludzi. Wyblakłe kolory przywołujące obrazy rozpaczy stają się barwniejsze. Wreszcie otaczają mnie osoby mające takie same zainteresowania jak ja.
Budynek, w którym się uczę, jest dla mnie całkiem nowy. Jak na mój gust zbyt staromodny, pełno w nim brzydkich kafelek, starości i mroku, ale ma wiele walorów. Momentami wydaje się przerażający, a czasem staje się dla mnie azylem. Boję się, kiedy myślę o tym, co utraciłam. Boję się, że każda chwila mnie od tego oddala, a uniwersytet jest tego symbolem. Z drugiej strony tylko tam mogę udawać, że wszystko jest okej. Fajnie posiedzieć w ławce z kimś, kto ma pozytywne podejście do życia, nie musi wiedzieć, lecz trudno nie wracać do najgorszego podczas nudnego wykładu. Mózg mi eksploduje, dlatego się cieszę, że nikt mnie nie zna i nie zauważy prawdy. Jak zwykle w przypadku problemów staram się udawać, że nic się nie stało.
Pada deszcz. Wracając z zajęć, zatapiam się w przeszłości i nie zwracam uwagi na lekki powiew wiatru. Przechodzę obok cmentarza, szurając kolorowymi liśćmi i kopiąc kasztany. Lubię przechadzać się między nagrobkami. Mijają mnie sąsiedzi, krzyczące dzieci i zmęczeni staruszkowie. Warkot silników przejeżdżających samochodów niknie w zakamarkach mojego umysłu.
Dochodzę do domu. Zaczynam szukać kluczy w ogromnej brązowej torbie. Jednak gdy je znajduję, wypadają mi z ręki. Przeklinam w myślach swoją nieporadność. Wchodzę do środka, ściągam kaptur i upewniam się, że jestem sama. Czuję, że po policzkach spływają mi łzy.
– Boże, jaka ja jestem głupia… – mówię, siadając na ziemi. Ból zalewa mnie od środka.
Sięgam ręką do torebki i wymacuję gruby zeszyt w twardej oprawie. Gdy go wyciągam, ukazuje mi się kolorowa okładka z kukułką. Zaczynam przewracać kartki. Zatrzymuję się dopiero przy ostatnich krótkich zapiskach w pamiętniku, których w ciągu ostatniego roku nie pojawiało się za wiele.
20.04.2014 r.
– Co czytasz? – tak zwykle rozpoczynają się nasze rozmowy. Kiedy pochłaniają mnie perypetie bohaterów, cicho się skrada i zakłóca spokój. Raz odpowiadam Wichrowe wzgórza, raz Milczenie owiec, a czasem Wyznania gejszy lub Przeminęło z wiatrem. Codziennie noszę ze sobą książki, bo kocham ich magię i tajemniczość. A on dobrze o tym wie, bo zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny.
Znamy się od przedszkola, ale zaprzyjaźniliśmy się dopiero w gimnazjum. Lubimy swoje towarzystwo, mimo że nasze charaktery są odmienne. Ja interesuję się pisaniem, kryminologią i psychologią. A jego od zawsze ciągnie w stronę religii, filmów i samochodów. Jedyną rzeczą, która nas łączy, jest zamiłowanie do historii. Mimo wszystko zwykle potrafimy znaleźć wspólny język i mamy podobne zdania na różne tematy.
Boże, jak bardzo go kocham.
Przy nim czas staje w miejscu. Przy nim czuję się wyjątkowa. Chcę już zawsze mieć go przy sobie, ale rozumiem, że to niemożliwe. Nie możemy odgrodzić się od reszty ludzi.
30.09.2014 r.
Już za pół roku studniówka. To, że pójdziemy razem, jest oczywiste. Byłoby dziwne, gdybyśmy jako para zdecydowali się na inną opcję.
Artur nie ma problemu ze strojem, bo wiadomo, że włoży granatowy garnitur starszego brata. Pytanie co ze mną? Muszę zacząć czegoś szukać.
Dokończę potem, bo zaraz mama wejdzie do pokoju, a nie chcę, żeby się dowiedziała, że piszę…
Przemierzając z mamą główną aleję miasta, zobaczyłam na wystawie zjawiskową fioletową sukienkę. Była długa, z fragmentem koronki, wręcz idealna, dlatego nie potrafiłam o niej zapomnieć. Wróciłam się pod sklep, żeby zobaczyć cenę, przymierzyć i jeśli byłoby mnie stać, kupić. Całkiem przypadkiem znalazłam odpowiedni strój na tę niezapomnianą noc.
Już sobie wyobrażam, jak Artur mnie zobaczy i jak jego oczy wyrażą zachwyt. Chcę dla niego pięknie wyglądać. Nie jestem typem dziewczyny, która interesuje się modą, ale chciałabym, żeby ludzie chociaż raz oniemieli na mój widok. Nie mogę się doczekać przygotowań, muzyki, wspólnych zdjęć, tortu, błyszczenia na parkiecie.
Myślałam, że serce wyskoczy mi z piersi, gdy się dzisiaj całowaliśmy. Jego dotyk… Jego ręce wędrujące po moich udach… Tyle emocji, których nie da się idealnie opisać. Siedzę przed biurkiem, wracając do upojnych chwil, nie wierząc, że miały miejsce naprawdę.
24.12.2014 r.
Dzisiaj Wigilia. Czas szczęścia, bliskości, gotowania, obdarowywania prezentami.
Obudziłam się o siódmej rano i pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, było wysłanie życzeń świątecznych Arturowi. Osobiście nie znoszę atakującej w tym okresie czerwieni, ozdób i napisów krzyczących ze sklepów o przecenach, zachęcających do kupienia prezentów dla bliskich. Dla mnie to tylko sposób na nastrojenie ludzi, żeby coś kupili wyłącznie po to, by ktoś inny się nachapał.
Nie wierzę w Boga, ale dla Artura religia jest ważna, dlatego chcę mu sprawić przyjemność. Kupiłam mu moją ulubioną książkę. To Stephena Kinga. Jutro wręczę mu prezent. Mam nadzieję, że się ucieszy i przeczyta z zaciekawieniem, tak jak ja.
15.02.2015 r.
Nikt nie ma pojęcia, jak mi przykro. Wczoraj była studniówka. Dla większości udana, ale dla mnie okazała się katastrofą. W dodatku wczoraj były też walentynki, na które dostałam najgorszy prezent w życiu. Nie chodzi o to, że chciałabym zatrzymać Artura przy sobie na siłę. Uważam, że każdy z nas ma prawo dokonywać różnych wyborów, ale…
Zerwał ze mną, jednak nie dlatego, że już mnie nie kocha. Nie dlatego, że znalazł sobie nową, ładniejszą dziewczynę. Wybrał religię.
Poszłam na zabawę, ale nie zatańczyłam poloneza. Nie tańczyłam wcale. Większość nocy siedziałam w kącie i popijałam alkohol. W efekcie puszczałam pawia w żeńskiej toalecie. Marta, moja najlepsza przyjaciółka, zadzwoniła po moich rodziców, a potem czekała ze mną na ich przyjazd. On też się tam pojawił. Gdy nasze spojrzenia przypadkiem się spotkały, zobaczyłam u niego wyrzuty sumienia. Tylko co mi po nich, skoro złamał mi serce?
29.09.2015 r.
Zawsze wiedziałam, że ten dzień nadejdzie. Zawsze wiedziałam, że będę czuć ten ból. Pragnęłam, żeby odszedł, ale równie mocno tego nie chciałam.
Był moim przyjacielem. Był moim przewodnikiem. Pomagał, kiedy tego potrzebowałam. Obdarowywał mnie uśmiechem. Nigdy nie zapomnę jego czarnych ubrań, rudej brody, zielonych oczu oraz tego, że postanowił zniknąć z mojej codzienności. Wściekam się. Płaczę. Śmieję. Kocham go i nienawidzę. Kocham i nienawidzę za to, że mnie wykorzystał.
Jednak świat się na nim nie kończy.
Nagle słyszę hałas, dlatego szybko wstaję, chowając pamiętnik. Rodzice wrócili. Nie chcąc zostać przyłapaną na płaczu, wbiegam po stromych schodach na piętro, rzucam się do swojego pokoju i po cichu zamykam drzwi. Przez chwilę udaję, że mnie nie ma.
***
Wycieram starannie twarz, a potem przeglądam się w lustrze, sprawdzając, czy nic nie zdradza mojego stanu. Za oknem widzę szarość i umierającą przyrodę. Ulice przemierzają ludzie w ciepłych kurtkach z kapucami i z parasolami w dłoniach.
Wychodzę z kryjówki, kopiąc w kasztanowo-żołędziowe ludziki rozrzucone przez młodszą siostrę. Słyszę łamiące się zapałki, łączące poszczególne części ciałek. Schodzę na dół. Witam się z rodzicami i mówię im, że muszę się uczyć. Wracając, zbieram drobinki walające się po podłodze i wyrzucam je do najbliższego kosza na śmieci.
Siadam na tapczanie z zeszytem w dłoniach. Przyglądam się jaskrawym barwom ptaka na okładce, decydując się pozbyć wspomnień. Nie chcę mieć nic, co przypominałoby mi o moim cierpieniu. Nie chcę pamiątek, zdjęć, obrazów wyrytych w umyśle.
Wyrywam środek z wpisami, aby podrzeć go na malutkie kawałeczki. Nie potrafię myśleć. Nie potrafię oddychać. Zrobiłabym wszystko, żeby nie pamiętać.
Julia Pastuszka
Studiuje twórcze pisanie i marketing wydawniczy. Uwielbia podróżować. Odkąd przeczytała Harry’ego Pottera i kamień filozoficzny, kocha książki i marzy o zostaniu pisarką. Tworzy swoje historie, bo chce dzielić się z ludźmi tym, co jest dla niej ważne, czyli miłością do literatury oraz tym, jak widzi rzeczywistość.