Idealny dzień na ryby: historia Sybil

– Widziałam kiedyś mózg rozbryzgany na pościeli hotelowej – powiedziała dziewczynka od niechcenia, jakby opowiadała fabułę nudnego filmu.

Nie wspomniała jednak, że zabrała wtedy ze sobą pistolet marki Ortgies kalibru 7,65, którym to jej przyjaciel Seymour strzelił sobie w prawą skroń.

Osiem lat temu, kiedy rozstali się na plaży, pobiegła w kierunku hotelu i wtedy odwróciła się tylko na sekundę czy dwie. Nie chciała kończyć zabawy ani wracać do mamy, która poszła napić się martini z kobietą poznaną na plaży, ale mężczyzna wyraźnie podkreślił, że to koniec na dziś. Matka dziewczynki siedziała przy barze, policzki miała zaróżowione i głośno się śmiała.

– O, tutaj jesteś, właśnie opowiadałam pani Hubbel, jak lubisz gryźć świece! Co też dzieci nie wymyślą! Masz, zjedz oliwkę i idź, przebierz się w coś suchego. – Kobieta podała córce klucz z numerkiem do pokoju hotelowego i odwróciła się w stronę baru, prosząc o kolejne martini.

Sybil nie chciała wracać do pustego pokoju. Miała nadzieję, że mężczyzna zmienił zdanie. Najpierw usłyszała strzał, później krzyk rozdzierający serce na pół. Drzwi do pokoju 507 otwarły się i z płaczem wybiegła przez nie młoda kobieta, która nawet nie zauważyła jej maleńkiego ciałka przyciśniętego do brzydkiej tapety w holu. Kiedy uchyliła delikatnie drzwi, zobaczyła wszechobecną czerwień, kawałki czegoś, co w tej chwili nie przywodziło na myśl niczego konkretnego. Ściekały po ścianie i białej pościeli. Zobaczyła też obklejone piaskiem stopy,  tak samo jak jej. Mimochodem podwinęła palce, ale nie odwróciła się. Pistolet leżał na ziemi, a ona weszła po cichu, żeby nie zbudzić przypadkiem Seymoura. Poczuła jego ciężar, to znaczy pistoletu, dopiero wtedy odwróciła się i wybiegła. Chwilę później przybiegli pracownicy, jeden tulił do siebie bladą kobietę. Czarny przedmiot ciążył w jej małych dłoniach, chciała go zostawić i uciec, jednak zabrała pistolet ze sobą i schowała w pokoju. Ukryła przed mamą i tatą, który miał dołączyć do nich następnego dnia, a także przed policją, która zjawiła się pewnie w ciągu następnych kilkunastu minut.

Miała tylko cztery lata. Kiedy wypowiedziała to zdanie, przypomniała sobie o tych świecach, o tym, że Seymour nie uważał tego za dziwne. Dziwne było to, ile szczegółów zapamiętała z tamtego dnia. Minęło osiem lat, a ona wciąż czuła niechęć do Sharon Lipschutz za to, że wtedy zajęła jej miejsce przy fortepianie, przy Seymourze.

– Co masz na myśli? – zapytała matka dziewczynki. Wyjęła oliwki z lodówki i wrzuciła do pełnego kieliszka.– Seymour Glass na drzewo wlazł – zanuciła pod nosem.

– Masz na myśli tego mężczyznę z hotelu? Pamiętam, że znaleźli jego ciało, ale żadnej broni. Podejrzewali jego żonę, oboje byli dziwni – odpowiedziała kobieta i wzięła łyk martini.

Seymour nie był tylko mężczyzną z hotelu. Był kimś znacznie więcej. Wciąż jest. Sybil kiedyś podsłuchała, że zabił się, bo wrócił z wojny. Może się mylili, może wcale z niej nie wrócił. Może wojna wciąż trwała, ale w nim samym.

– Mamo, widziałaś kiedyś rybę bananówkę? – Sybil pamiętała i to.

– Jaką rybę? – zapytała zdziwiona kobieta.

– Rybę bananówkę. Wpływają do takiej dziury, gdzie jest pełno bananów i je pożerają. Robią się od tego tak grube, że nie mogą już wypłynąć, a później zdychają, no wiesz, od bananowej gorączki – wyjaśniła dziewczynka.

– Kto ci naopowiadał takich bzdur, koteczku? Nakryj do stołu, twój ojciec zaraz wróci – matka podała Sybil talerze.

 

***

 

Po kolacji Sybil poszła do łóżka i słuchała krzyków z dołu.

– Nie zapamiętałam numeru na twoim nadgarstku – powiedziała ze smutkiem.

Teraz w tym miejscu widniały rozmazane cyfry, które miały na zawsze pozostać dla niej tajemnicą.

– Ty też coś masz na nadgarstku – odrzekł młody mężczyzna. Stał przy oknie i wpatrywał się w dziewczynkę. Sybil zasłoniła drugą dłonią pięć sinych śladów, które odbiły się na skórze.

– Też nie chcę, żeby ktoś je zobaczył. Mama kazała je zasłaniać.

– Głośno tu jak na wojnie – zaśmiał się chrapliwie. – Choć wtedy przywykliśmy zasypiać przy różnych dźwiękach. Ty chyba już też.

– Opowiedziałam mamie historię o rybach bananówkach i wiesz co? – Sybil nie czekała na odpowiedź. – Powiedziała, że to głupoty! Nie uwierzyła, ale to przecież prawda… Mam rację?

– Nie okłamałbym cię, przecież sama jedną widziałaś, nie pamiętasz?

– Miała w pysku sześć bananów.

– Jedna zjadła ich aż siedemdziesiąt dwa – przypomniał jej młody mężczyzna.

– Są głupie, czemu nie jedzą jednego banana dziennie?

– Codziennie o to pytasz, Sybil.

– Nigdy mi pan nie odpowiada.

– To są ryby, są głupie, ty jesteś dziewczynką, jesteś mądrzejsza.

– To nie jest odpowiedź, nie mogą być aż tak głupie, żeby wciąż popełniać ten sam błąd – westchnęła głośno.

– Nie złość się, ale tak już jest, ja mam tatuaż, ty nosisz blizny – odpowiedział, po czym dodał szybko: – Miałem na myśli te, których nie widać. Ryby są po prostu głupie.

– Jutro mam urodziny, skończę trzynaście lat – powiedziała i pierwszy raz tego wieczoru spojrzała na mężczyznę. – Sharon Lipschutz będzie miała dwanaście i pół.

– Wciąż masz mi za złe, że jej nie zrzuciłem, kiedy usiadła obok mnie?

– Ona nie jest taka jak my.

– Kiedyś nie było nas. Też taka nie byłaś – powiedział ze smutkiem.

– Nawet gdybym wtedy poszła prosto do swojego pokoju, niczego to by nie zmieniło. Wciąż byłabym sobą.

– Masz dwanaście lat, a zachowujesz się, jakbyś miała co najmniej czterdzieści jeden!

– Trzynaście, już po północy. – Sybil patrzyła na zegar, później ponownie spojrzała na twarz mężczyzny. Dziura po kuli tkwiła z obu stron jego głowy, niezmiennie już od dziewięciu lat.

– Czy pójdzie pan ze mną jutro na ryby?

– Tak, jutro będzie idealny dzień.

Wstała i położyła bose stopy na zimnych panelach. Przed sobą zobaczyła większe, oblepione piaskiem.

– Może jutro znowu zobaczymy ryby bananówki.

– O, w to nie wątpię! – Dziewczynka podeszła do komody i otworzyła szufladę. Spod sterty ubrań wyjęła pistolet, który nie ciążył już tak jak wtedy, kiedy trzymała go po raz pierwszy. Chwyciła dłoń, którą Seymour wyciągnął w jej kierunku. Czasami zachowywała się jak dorosła, a tak naprawdę nigdy nie wyrosła z dzieciństwa.

W domu panował mrok, Sybil weszła, najciszej jak mogła, do sypialni rodziców. Matka dziewczynki chrapała głośno, skulona na brzegu materaca. Z pewnością miała nowe siniaki, które jutro będzie starała się ukryć, tak jak kazała ukrywać i jej. Sybil podniosła pistolet i wycelowała w tył głowy, nacisnęła spust i znów usłyszała krzyk kobiety. Później wycelowała po raz drugi i strzeliła sobie w prawą skroń.

 

 

Sybil to imię dziewczynki z opowiadania Idealny dzień na ryby J.D. Salingera, opowiadanie przedstawia jej dalsze losy.

 

Dorota Morzywołek

Biogram: Studentka twórczego pisania i marketingu wydawniczego. Pisze opowiadania i bajki. Miłośniczka psiaków, kawy, niemożliwych historii i czarnego humoru.