Po moim trupie

Słucham?! Że niby mi współczujecie? Płaczecie nade mną? Zaraz, zaraz, że co?! Że byłem aniołem na ziemi? I jestem „świętej” pamięci? Moi drodzy żałobnicy, pragnę wam oznajmić, że mam się świetnie. No, już tak nie lamentujcie. Zakopcie mnie wreszcie i wróćcie do swoich domów pooglądać telewizję. A mi dajcie święty spokój. Święty, o ironio!

Jak to się mówi? Że dusza ma jeszcze niezałatwione sprawy na ziemi? Cóż, poniekąd… Gdy sobie umarłem, miałem dwie opcje. Albo wynudzić się przez tysiąc lat w czyśćcu, a potem na nowo umierać z nudów w niebie, albo trafić do piekła. No, ale nie tak po prostu, bo to by sensu nie miało. Diabeł zna takich jak ja. Wie, jak mnie skusić. Zaproponował mi tak zwany „bezkarny rok na ziemi”. Mogę robić wszystko, czego dusza zapragnie!

Całe moje nędzne życie byłem uległy, cierpliwy, spokojny.

Dosyć!

Chcę pokazać zdechłe ciałko przed ludźmi? Super. Pragnę straszyć, będąc niewidzialnym? Jeszcze lepiej. Nikt mnie nie może zabić, bo już nie żyję. Nie odczuję bólu, nie dostanę rozwolnienia (chyba że będę chciał), nie będzie mi zimno ani ciepło. Mogę za to chodzić sobie bez maseczki, urżnąć się w trupa o każdej porze dnia i nocy, a nawet skoczyć z mostu prosto pod ciężarówkę i krzyknąć za Bon Jovim: It’s my life. A wszystko to bez żadnych konsekwencji.

Umierać, nie żyć!

Zacznę oczywiście od nastraszenia żony. O, może pokażę jej moją przeżartą przez robaki wątrobę. Zawsze narzekała, że nic mi z niej nie zostanie… Potem odwiedzę pokój syna. Trzeba było nie budzić mnie każdej nocy przez dobre trzy lata, jęcząc, że jakiś potwór siedzi mu pod łóżkiem. Teraz synuś będzie mieć na odmianę trupa w szafie! Następnie zamienię mojemu ojcu wódkę w chowanych po kątach flaszkach na wodę. To trochę tak jak na weselu w Kanie Galilejskiej, co nie? A tej teściowej, która całe życie pluła na mnie jadem, pokażę, co to prawdziwy jad. W sensie trupi. I to w ogórkach. Przynajmniej raz się porządnie zakiszą!

To wszystko tak na dobry początek. A potem pójdę w świat.

Odczekałem kilka dni, pozwalając robakom dostać się do mojej wątroby. Upewniłem się, że nikogo nade mną nie ma, obliczyłem, że właśnie powinna być noc, i wreszcie uznałem, że to ten moment. Czas pójść po trupach do celu!

No dobra, ale kto mi powie, jak wyjść z tej trumny?

Wyjąłem cyrograf. Może kiedyś się nim podetrę, ale jeszcze nie dziś. Co my tu mamy? „Rok działań swawolnych rozpoczyna się od momentu odwalenia kity. Ja, Diabeł, nie będę trupowi ani pomagać, ani niczego zabraniać. I tyle. Z Panem Ogniem i do przodu, truposzczaku!”. A gdzie wzmianka o wydostaniu się z trumny?

No jasne, jest coś na samym dole, bardzo drobnym druczkiem: „Przed straszeniem zapoznaj się z treścią ulotki dołączonej do cyrografu bądź skonsultuj się z Diabłem lub demonem, gdyż każdy cyrograf bezmyślnie podpisany zagraża twojemu pozagrobowemu życiu lub duszy”.

O nie. Nie, nie, nie. Nie poddam się. Po moim trupie!

Zacząłem drapać trumnę codziennie, systematycznie. Gdy zniszczyłem wszystkie paznokcie, użyłem kostek. Te były nie do zdarcia. Straciłem poczucie czasu. Było już tylko drapanie, czasem jakieś rozmowy znad grobu, choć coraz rzadsze. Przestali do mnie przychodzić… A tak płakali! Tak mnie wspominali! Już ja im o sobie przypomnę, niewdzięcznikom!

Wreszcie nadszedł ten dzień, w którym trumna puściła. Przedarłem się przez nią, przeszedłem kolejne przeszkody w postaci gleby i lichej płyty nagrobnej, aż wreszcie z triumfalnym okrzykiem wyłoniłem się na powierzchnię.

Żonko, nadchodzę!

Ktoś stał nad moim grobem. I ten ktoś mnie widział, chociaż chciałem być niewidzialny. To był Diabeł, ognisty, czerwony degenerat, brzydal i cwany śmierdziel.

– Przechytrzyłem cię, ty piekielny sukinsynie! – powiedziałem z satysfakcją. – Sam stąd wyszedłem.

– Akurat na czas – odparł z uśmieszkiem Diabeł. – Masz jeszcze minutę do końca „Bezkarnego roku na ziemi”. Weź chociaż nasraj sobie na grób, bo trochę szkoda tak odejść niezapamiętanym…

I właśnie w tym momencie, dopiero w tym, naprawdę umarłem.

 

Małgorzata Poręba

Redaktorka sekcji prozy

Ukończyła licencjat ze sztuki pisania, jest w trakcie studiów magisterskich z twórczego pisania i marketingu wydawniczego. Próbuje swoich sił w rymowanych bajkach dla dzieci, ale przede wszystkim zajmuje się prozą, wplatając w swoje teksty sporą dawkę poczucia humoru. W przyszłości chciałaby pisać powieści młodzieżowe z gatunku szeroko pojmowanej fantastyki (jedna taka już się tworzy). Prowadzi też poetyckie konto na Instagramie (@wierszykowniaa). W ramach hobby lubi czasem porysować.

Znajdziesz mnie w:
www.wierszykidladzieci.pl/poreba/

www.bajkowypodcast.pl/potega-wyobrazni/