Kształt choinki, morderstwo ryby i chłopiec, któremu zabrano głos

W zeszłym roku stała tu choinka.

– W zeszłym roku stała tu choinka – zauważył chłopiec.

Mężczyzna z siwą brodą i tłustymi włosami, które wystawały spod czapki Mikołaja, obrócił się w jego stronę. Dwie brwi, które wyglądały jak jedna gęsta, podniosły się do góry.

– A co ja właśnie robię, mały? – zapytał zachrypniętym głosem.

– Nie powinien pan tego wiedzieć? – dopytywał się chłopiec.

– Spadaj stąd, nie mam na to czasu! Żarty sobie stroi… Czy ja nie wiem? No pewnie, że wiem. Przecież chyba widać, że choinkę stawiam! – krzyknął mężczyzna, wyraźnie wkurzony.

– Choinka ma, no wie pan, kształt… choinki. 

Chłopiec zlustrował ją od góry do dołu, ale na wielkim stożku nie było ani jednej kłującej gałązki, na której śnieg znalazłby choć skrawek miejsca, żeby się nie ubrudzić. Plastikowy stożek stał pośrodku rynku ozdobiony białymi bombkami.

– Kształt choinki? Dziwny z ciebie dzieciak. Nie możesz być jak inni? Choinki mu się zachciało i dupę człowiekowi zawraca!

Facet spojrzał na swoje dzieło. Uznał chyba, że może być, więc wsiadł do półciężarówki i odjechał.

Niedaleko chłopiec zauważył dwóch sprzedawców, którzy rozmawiali ze sobą dosyć głośno. Targowali żywymi karpiami, trzymali je w niewielkich plastikowych pojemnikach. Woda była różowa i niezbyt przejrzysta, ale kiedy o tym usłyszeli, nie przejęli się ani trochę. 

– Staw też nie jest zbyt czysty, pływa w nim dużo śmieci. Wiesz, gdzie to? – spytał jeden z handlarzy żywym towarem, na co chłopiec pokiwał twierdząco głową. – Im to wszystko jedno, pożyją jeszcze parę dni, do Wigilii. Wiesz, co potem.

Sęk w tym, że chłopiec nie wiedział. Co roku, kiedy zaglądał do łazienki, w południe ryby już nie było. W jakiś sposób znikała, kiedy chłopiec nie patrzył. 

Kiedy wrócił do domu, w wannie pływał karp. Rybie oko spojrzało w ludzkie z takim samym zdziwieniem, co tamten facet, co to nie wiedział, że jego choinka nie była choinką. Wyglądał tak samo jak ten z zeszłego roku, chociaż miał niewielkie rozcięcie na boku i brakowało mu kilku łusek.

– Możesz być Hektorem. Będziesz się wyróżniał, bo masz swoje własne imię. Za dwa dni będziemy mogli porozmawiać – powiedział chłopiec, zaglądając do wanny. – Powiesz mi, jak to jest oddychać pod wodą?

Nie powiedział. Dwa dni później mama chłopca wyciągnęła z wody Hektora i zatłukła rybę młotkiem. Pozwoliła synowi patrzeć. Wieczorem, po zmówionej modlitwie, cała rodzina usiadła do stołu. Puszek, pies chłopca, dostał pełną miskę jedzenia, która stała pomiędzy nogami krzeseł, w końcu należał do rodziny. Hektor już nie… albo nie należał do niej nigdy, tylko przez moment tak się chłopcu zdawało.

– Nie mów, że nie będziesz jadł, to przecież Wigilia! Z powodu tej głupiej ryby? Nawet nie szczekała! – krzyczał starszy z braci. – Właściwie nic nie robiła, ale z ciebie dziwak.

– Czemu nie możesz być jak inne dzieci? – westchnęła mama. – Na przykład cieszyć się z prezentów, co? Lepiej, jakbyś się już nie odzywał. 

Chłopiec nie wiedział, co się robi z dziwnością. Głupi, leniwy, pokraczny. To jeszcze rozumiał, bo można się czegoś nauczyć i o tym opowiedzieć, można też coś zrobić, posprzątać pokój na przykład. Z pokraczności można wyrosnąć. Ale dziwny? To jedna z tych łatek, którą się przykleja komuś na zawsze. Tak było z jego tatą, bo kiedyś był alkoholikiem. Ludzie wciąż mówią: „To ten, co już nie pije”. 

Babcia wyjęła z szuflady igłę i nitkę, chłopiec powiedział, że to dla mamy. Nie lubił kłamać, ale tym razem nie mógł powiedzieć prawdy. Zamknął się w łazience. Nawlekanie czerwonej nitki zajęło mu sporo czasu, nigdy wcześniej tego nie próbował. Po paru minutach stał już przed lustrem. Wbił jeden jej koniec i przebił się przez mięso, strużka krwi spłynęła na nowy sweter. Wbił mocno i znów zrobił to samo. Splunął do umywalki; zęby miał czerwone, ale to już nie miało znaczenia. Kiedy skończył, uśmiechnął się ostrożnie, żeby nie wyrwać nici. Nie było idealnie równo, ale mama powinna się ucieszyć. Nie ucieszyła. 

W zeszłym roku stała tu choinka. 

– Ładna choinka, prawda? 

To nie jest choinka, proszę pani. Choinka ma kształt, pomyślał chłopiec. 

– Tak, mój syn ją uwielbia. – Kobieta posłała starszej pani wymuszony uśmiech.

 Nie, mamo, nieprawda, chciał odpowiedzieć, ale nie mógł. 

– Ma pani takie grzeczne dziecko. 

Spomiędzy czapki i szala wystawały tylko małe niebieskie oczy, w których teraz odbijały się światełka.

Zrobi ze mną to samo, co z Hektorem, pomyślał chłopiec w pierwszej chwili, kiedy pokazał się mamie. Przecież niczym się teraz nie różnimy. Nie tego właśnie chciałaś, mamo? Nie chciałaś, żebym był rybą? 

– Pójdę kupić ciasto, nigdzie nie odchodź – powiedziała i jeszcze chwilę trzymała syna za rękę, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła.

Po sprzedawcach i karpiach pozostały jedynie puste zbiorniki. Hektor nie odpowiedział na pytanie chłopca, a ten nie mógł już nikogo zapytać. Rozejrzał się wokół i przypomniał sobie o rozmowie ze sprzedawcami. Staw nie był daleko, ledwie kilka minut od centrum. Kiedy dotarł na miejsce, pochylił się nad wodą i przyjrzał się swojemu odbiciu. 

Za rok wrócę, pomyślał. Kupicie mnie na targu, może nawet poznacie i do świąt potrzymacie w wannie. O tak, wrócę na pewno. W końcu ciekawi mnie kształt przyszłorocznej choinki. 

 

Dorota Morzywołek – studentka twórczego pisania i marketingu wydawniczego. Pisze opowiadania i bajki. Miłośniczka psiaków, kawy, niemożliwych historii i czarnego humoru.