Czas już zacząć mówić o tym, co nas spotkało złego. Czego doświadczaliśmy my sami i nasi rówieśnicy, czego doświadczały ofiary Kościoła przez setki lat, a za co nigdy nikt nie poniósł odpowiedzialności. Miarka się przebrała, a na pokolenie naszych rodziców nie możemy w tej kwestii liczyć. Czas wziąć sprawy w swoje ręce.
Kościół szczuje na osoby LGBTQ+. Mamy dość tego jadu. Za słodkimi kłamstwami o wybaczeniu, miłosierdziu, miłości do bliźniego stoi nienawiść i despotyzm. Hierarchowie katoliccy walczą z każdą odmiennością seksualną i płciową, nie szanując naszego prawa do samostanowienia. W ich opinii urodziliśmy się wadliwi i powinniśmy błagać o wybaczenie. Ale my wszyscy – zarówno homo-, jak i bi-, transpłciowi, niebinarni (np. genderfluid), nie mamy się czego wstydzić. To, co chrześcijanie chcieliby widzieć jako dewiację czy chorobę, towarzyszy naszej cywilizacji od tysięcy lat, a w wielu kulturach uważane było za normalne. Nikomu nie szkodzi i nie rodzi żadnych problemów. Obecnie naukowcy na całym świecie także są zgodni, że homoseksualność nie jest chorobą ani zaburzeniem. Mimo to katolicki dogmatyzm jest odporny na fakty, tak jak kiedyś odporny był na teorię ewolucji. Księża i ich „owieczki” dalecy są od tego, by szanować (że o akceptacji nie wspomnę) naszą naturę i nasze wybory. Z jednej strony wierzą, że poznanie boga przekracza zdolności poznawcze człowieka, z drugiej zachowują się, jakby zrozumieli wszystko i nie dopuszczają do świadomości, że mogą się mylić. Bredzą o „ideologii gender”, choć najczęściej nie zadają sobie trudu, by zrozumieć naukowe podstawy współczesnego feminizmu i gender studies, a pojęcia ideologii używają bezrefleksyjnie. Powołują się na filozofię średniowieczną, ignorując wszystko to, do czego filozofia doszła w wieku XX i XXI.
Po zaostrzeniu zakazu aborcji odbyły się największe protesty w Polsce od 1989 roku, a w wielu mniejszych miastach największe w ich całej historii. Większość społeczeństwa opowiedziała się przeciw zmianom w prawie. Ale nasz rząd nie kieruje się zdaniem całego społeczeństwa, lecz zdaniem katolickich hierarchów, samozwańczych pasterzy rzekomej większości polskiego społeczeństwa. Katolicy twierdzą, że płód to człowiek, bo potrafi odczuwać (ból i nie tylko). Współcześnie biolodzy i neuropsycholodzy zaczęli podejrzewać, że zwierzęta mogą odczuwać wszystkie te emocje, które odczuwa człowiek. Jeśli o prawie do życia ma decydować możliwość odczuwania emocji, to większe prawo do życia ma kurczak, niż nienarodzony człowiek. Ale katolicy nadal w większości jedzą mięso (nawet w tzw. dni postne) i rzadko protestują przeciw fermom futrzarskim czy polowaniu na dzikie zwierzęta. Katolicy przejmują się życiem płodu, ale nie obchodzi ich życie matki i przyszłość dziecka. Ich zaangażowanie w zmiany warunków życia najbiedniejszych jest niewielkie, choć możliwości Kościoła w takich państwach jak Polska są ogromne. Kościół był jednak zawsze sprzymierzeńcem tej władzy, dzięki której mógł coś uzyskać. To nie księża wywalczyli zniesienie niewolnictwa czy polepszenie warunków pracy robotników fabrycznych. Teraz Kościół nie zajmuje się walką o prawa najbiedniejszych – jedynie zadowolony i dumny z siebie rozdaje jałmużnę. Jest głównym sprzymierzeńcem neoliberalnego, nieczułego na krzywdę ludzką kapitalizmu.
Zamiast edukacji seksualnej w szkołach mamy religię. Tak jakby obrządki i rytuały miały tę samą wartość, co wiedza naukowa – przyrodoznawcza, matematyczna czy humanistyczna. Młodzież wychowuje się w strachu i nieustannie odczuwa wstyd: wstyd związany z menstruacją, z odkrywaniem swojej seksualności, wstyd związany z erekcją lub jej brakiem. Ma nieprawdziwe wyobrażenia na temat genitaliów czy samego stosunku. Brak wiedzy prowadzi tysiące młodych ludzi do depresji, bowiem myślą, że są odmieńcami, że coś jest z nimi nie tak. W internecie, głównie na Facebooku, istnieją setki grup społecznościowych dla osób, które potrzebują wiedzy, bo nigdy nikt nie wytłumaczył im, co jest normalne, a co nie; z czym najlepiej udać się do psychologa, z czym do lekarza, czym się nie przejmować, o czym można porozmawiać z terapeutą. Zamiast tego mamy ciężarne dziewice, chodzenie po wodzie, zmartwychwstania i objawienia – gusła i zabobony, irracjonalne legendy przekształcone w niebezpieczną, toksyczną instytucję.
Katolicyzm to historia przemocy, nienawiści i żądzy władzy. Księża i misjonarze dopuszczali się tysięcy zbrodni. W Ameryce Południowej znane były przypadki, gdy ciężarnym kobietom rozcinano brzuchy i wyjmowano płód (!), tylko po to, żeby od razu go ochrzcić i mieć pewność, że nie zostanie wychowany w zgodzie z religią swoich rodziców. W imię katolickiego Boga niszczono kulturę Azteków i Apaczów, grabiono świątynie, dewastowano przyrodę. Kościół nigdy nie naprawił swoich błędów, nie starał się odpokutować. Przez setki lat władze katolickie z uporem tępiły kulturę rdzennych ludów obu Ameryk. Masowe groby odkryte w tym roku w Kanadzie są tego najlepszym przykładem.
A w Polsce? Biskupi, arcybiskupi i kardynałowie przez dziesiątki lat uwikłani w chronienie gwałcicieli i pedofilii, dziesiątek zatuszowanych zbrodni i bezkarnych zbrodniarzy. Katolicy nie biją się w pierś, nie przepraszają, zawsze bronią katów, nie ofiar.
Nie godziliśmy się na chrzty. Indoktrynowano nas od dziecka, straszono piekłem i demonami, kazano nam obnażać się przed obcymi ludźmi (co katolicy nazywają spowiedzią, a ja nazywam fundowaniem traumy). Od dzieciństwa podejmowano za nas decyzje wbijając do głów jedyny słuszny obraz świata. Pod względem indoktrynacji religia katolicka dorównuje tylko nazizmowi, stalinizmowi i quasi-komunistycznemu ustrojowi Korei Północnej.
Katolicy mówią o dialogu, ale służy to tylko mydleniu oczu. Dogmatyk nigdy nie dyskutuje, zawsze narzuca swoje przekonania. Katolicy mówią o dialogu, ale chcą chrzcić dzieci niezdolne do podejmowania decyzji. To jasne, że gdzie nie pozwala się decydować, tam nie ma dialogu, jest despotyzm. Katolicy mówią o dialogu, ale młodzież, wbrew jej woli, zmuszają do komunii i bierzmowania. Mówią o dialogu, ale odmawiają kobietom prawa do decydowania o własnym ciele. Z katolikami nie ma dyskusji, bo oni już znają wszystkie odpowiedzi. W ich świętych księgach rozwiązano już każdy problem etyczny, a gdy nie są czegoś pewni, decyzję za nich wszystkich podejmuje ksiądz, biskup lub papież. Nie ma dialogu tam, gdzie zamiast demokracji jest niemal feudalna hierarchia. Nie ma dialogu tam, gdzie nie pozwala się decydować.
Znam osoby, które nigdy nie porozmawiają szczerze o swoich religijnych przekonaniach z mamą czy tatą. Dla większości rodziców mocno związanych z Kościołem dzieci muszą podzielać ich poglądy. Nie istnieje możliwość, by usłyszeć od takiej matki: „Kocham cię, więc szanuję twój wybór, ufam ci, wierzę w ciebie i w twoje sumienie”. Zamiast tego usłyszymy, że „mogła nas lepiej wychować”, że „jeszcze dojrzejemy”, „na pewno się nawrócimy”, „zmądrzejemy”, albo będziemy poddawani szantażom emocjonalnym, ze strony „matki, która się martwi”.
Gdy chrześcijanom brakuje argumentów i wiedzy, mówią nam, że będą się za nas modlić. Kwintesencja pasywnej agresji. Powinni w końcu zrozumieć, że my nie chcemy, by się o nas modlono. Zostawcie swoje bóstwa dla siebie. Czcijcie mitycznych bohaterów i magiczne obrazy, ile chcecie. Ale nie macie prawa ingerować w naszą wolność osobistą. Nie macie prawa dyktować szkołom wyższym, czego mają uczyć. Bronicie instytucji, której ręce lepią się od krwi. Nie macie prawa mówić nam, co jest dobre, a co złe. Może kiedyś, gdy rozliczycie się z długiej historii zbrodni i wybudzicie z dogmatycznej drzemki, będziemy mieli o czym rozmawiać.
To nie jest głos pojedynczej osoby. To jest głos przyszłych pokoleń.
Felix Rhau – student kierunków humanistycznych, poetka, początkujący publicysta o przekonaniach komunistyczno-anarchistycznych.
felicjarhau@gmail.com
felixrhau.blogspot.com
IG: Wittgensteins_slut