Gdy zmarli mieli imiona, czyli „Głód” Martína Caparrósa

Kiedy czytamy książkę, nie zastanawiamy się, kto w tym czasie idzie do pracy, co je na obiad czy jakiego koloru ubranie ma na sobie. A już na pewno nie zastanawiamy się, kto i gdzie umrze z głodu w trakcie naszej lektury. A jednak – podczas ośmiu godzin czytania tego reportażu z głodu umrze ok. 8 tys. osób na całym świecie. To dziwne, prawda? Zestawiać ze sobą czytanie i śmierć głodową. Jednak większość z nas jest w takiej sytuacji, w której może sobie pozwolić na podobne rozmyślania, ponieważ głód postrzegamy jako metaforę. Stanowi on abstrakcję, coś, co nas nie dotyczy, co dzieje się gdzieś daleko, na innym kontynencie. To oczywiście nieprawda, bo jest bliżej, niż przypuszczamy.

Martín Caparrós stawia sprawę jasno – mówimy o głodzie, nie mając o nim zielonego pojęcia. Sama zdałam sobie sprawę z mojej niewiedzy dopiero po przeczytaniu tego reportażu, będącego tak naprawdę wierzchołkiem góry lodowej. Na ponad siedmiuset stronach Caparrós funduje nam zaledwie wiedzę w pigułce o tym, czym jest głód, jakie są jego przyczyny i skutki oraz jaki my mamy w tym wszystkim udział.

Gotowanie stworzyło człowieka

Faustino Cordón w swojej książce Cocinar hizo al hombre (Gotowanie stworzyło człowieka) wysunął tezę, że to właśnie głód był głównym motorem napędowym ewolucji ludzkości. To on ściągnął człowieka z drzewa, przemienił ludy koczownicze w osiadłe grupy, skupione wokół przechowywanej przez siebie żywności. Gdy ludzie znaleźli sposób na to, jak zbierać zapasy i dłużej się nimi cieszyć, okazało się, że mają więcej czasu na inne czynności, co z kolei doprowadziło do rozwoju kolejnych gałęzi przemysłu, zakładania wiosek, wytworzenia się hierarchii społecznych, powstania pierwszych państw, wreszcie walki o to, kto ma więcej. Chęć zaspokojenia głodu, tak prymitywna, sprawiła, że znaleźliśmy się w miejscu, w którym jesteśmy dziś.

Gotowanie to coś wyjątkowego, bo tylko ludzie potrafią przyrządzać przeróżne potrawy. Dzięki temu możemy zasmakować innych kultur, nie wyjeżdżając poza granice swojego kraju – wystarczy wybrać się do restauracji serwującej dania typowo włoskie, kuchnię azjatycką czy meksykańskie przysmaki. Jest to dla nas przyjemność, forma spędzania wolnego czasu z rodziną, przyjaciółmi lub indywidualnie. W XXI wieku przetrwanie zeszło na drugi plan – jemy, żeby nam smakowało, żeby ładnie wyglądało (bo przecież trzeba wrzucić fotkę na Instagrama, a kto tego chociaż raz w życiu nie zrobił, niech pierwszy rzuci kamieniem). Specjalnie odmawiamy sobie jedzenia, byle tylko nie przytyć. Jeść wyłącznie po to, żeby przeżyć? To przecież prymitywizm w najczystszej postaci – a jednak w Głodzie przeczytamy od groma opowieści, w których ludzie marzą wyłącznie o tym, by dożyć kolejnego dnia.

Głód nie tylko w Afryce

Za każdym razem, gdy słyszymy, że ktoś umarł z głodu lub jakieś państwo wysyła pomoc humanitarną do odległych wiosek, większość z nas ma przed oczami afrykańskie dzieciątko z wielkim brzuchem, przeraźliwie chudymi nogami i muchami chodzącymi po ciele. Caparrós jednak Afryce poświęca zaledwie mały skrawek miejsca w swoim reportażu, obalając stereotypy utrwalane przez media i pokazując, że głód to problem całego świata, a nie wybranych przez nas miejsc. Autor zabiera nas w przerażającą podróż dookoła świata, ukazując rozmaite oblicza głodu. Dowiemy się na przykład, że w Biharze w Indiach „połowa dzieci jest niedożywionych. Połowa: jedno z dwóch”[1], „jedna czwarta głodujących świata żyje – żyje?! – w Indiach”, a tamtejsi mieszkańcy muszą walczyć o żywność ze zwierzętami. Że istnieje tam specjalne miasto dla wdów, w którym samotne kobiety (niezależnie od wieku) skazane są na śmierć z głodu. A zostawianie pokojówek w zamknięciu na dwa tygodnie bez dostępu do jedzenia to norma.

W Argentynie głównym źródłem jedzenia dla osób ubogich są wysypiska śmieci, na których szerzy się korupcja i przestępstwo. Ludzie tracą życie przygnieceni stertą świeżo przywiezionych odpadów. Co gorsza, większość pochodzących stamtąd „posiłków” jest zdatna do jedzenia, bo ludzie (w dużej mierze chodzi oczywiście o firmy, koncerny i sklepy) wolą wyrzucić zbędne produkty spożywcze do śmietnika, niż podarować je osobom potrzebującym. Nawet w USA, przez wielu postrzeganych jako kraina dobrobytu i wielkiego bogactwa, obywateli trawi głód. Tam spotykamy się także z innym rodzajem żywieniowego ubóstwa – otyłością. Często jest tak, że nie chodzi o brak jakiegokolwiek jedzenia, ale jedzenia wartościowego, bogatego w składniki odżywcze. Głodujący i otyli to dwie strony tego samego medalu, a po przeczytaniu całego reportażu trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.

Śmierć głodowa

Nie każda ofiara głodu umiera stricte z powodu głodu – często skrajne niedożywienie przyczynia się do wielu chorób i dolegliwości, które prowadzą do śmierci. Kiedy człowiek głoduje, jego organizm zjada sam siebie. Taka osoba jest osłabiona, nie ma siły do pracy, a bez pracy nie może kupić sobie jedzenia, tak więc błędne koło się zamyka.

Okazuje się, że w ciągu dziesięciu lat „więcej dzieci umarło z powodu biegunki, niż zginęło żołnierzy we wszystkich konfliktach od czasu II wojny światowej”. Liczby niezbyt przemawiają do naszej wyobraźni, za to wspomnienia (naszych babć i dziadków lub jeszcze starszych członków rodziny bądź te wyniesione z lekcji historii) wojny totalnej, która ogarnęła świat w latach 40. XX wieku, są nadal żywe w naszej świadomości, dlatego zamiast pisać o statystykach, zacytuję po raz kolejny Caparrósa: „co niespełna cztery sekundy jedna osoba umiera na skutek głodu, niedożywienia i wywołanych tym chorób. Siedemnaście w ciągu każdej minuty, 25 tys. każdego dnia, ponad 9 milionów w ciągu roku. Półtora Holokaustu rocznie”. Półtora Holokaustu każdego roku. Niech to porównanie zostanie z wami na dłużej.

Przyczyny głodu

Jest ich od groma i musiałabym poświęcić cały artykuł na ich opisanie (bazując tylko na tym jednym reportażu), a i tak wciąż by to nie wystarczało. To, co teraz przeczytacie, zabrzmi brutalnie, ale tak wygląda prawda – główną przyczyną jesteśmy my. Nie jako jednostki, ale jako społeczeństwo. Jako gatunek. Caparrós pisał, że dziecko, które umiera z głodu, to dziecko zamordowane. A my, ludzie żyjący w zachodnio-europejskiej i amerykańskiej bańce, jesteśmy za to współodpowiedzialni. Wspieramy kapitalistyczny system, będący jednym z głównych jednostek odpowiedzialnych za głód na świecie. Bo ważniejsze są zyski niż ludzkie życie.

Sami stworzyliśmy chorobę, która niszczy nas od środka. Jest nią przede wszystkim przesadny konsumpcjonizm. Kupujemy, bo nas stać, kupujemy, bo chcemy, kupujemy, bo możemy. Kto z nas pamięta lub w ogóle zna Jdimytaiego Damoura, mężczyznę zadeptanego na śmierć w Walmarcie podczas Black Friday, będącego ofiarą ludzkiej chciwości? Podejrzewam, że mało kto. Kiedy kupujemy nową bluzkę, nie za bardzo zastanawiamy się (lub nie chcemy się zastanawiać), kto i jakim kosztem ją wykonał (nie wyprodukował, bo nie chodzi o firmę, tylko o realną osobę, która wykonała daną rzecz). A są to ludzie, dla których zarówno przyjście, jak i nieprzyjście do pracy jest walką o przetrwanie – czy ktoś myśli w tym momencie o kobiecie, która musi iść do szwalni, by zarobić na utrzymanie siebie i swoich dzieci, ale boi się, bo niedawno inna szwalnia się zawaliła, pochłaniając życie kilku osób?

Mogłabym także rozpisywać się o zepsutym systemie ekonomicznym, gospodarczym i politycznym, o wyniszczającym kapitalizmie, o ludzkiej znieczulicy i zachłanności, o zmianach klimatycznych, o nierównościach społecznych, niesprawiedliwości płciowej i wielu, wielu innych czynnikach, które mają pośredni i bezpośredni wpływ na śmierć dziewięciu milionów ludzi rocznie. Ale musiałabym przepisać tu Caparrósa, a to zadanie niewykonalne.

Walka z głodem

Oczywiście podejmowano i nadal podejmuje się odpowiednie kroki, by pomóc głodującym – batoniki Plumpy’Nut, karty BPL (Below Poverty Line), systemy pomocy społecznej, takie jak indyjski Anganwadi, działania UNICEF, zbiórki pieniężne, akcje charytatywne, pomoc humanitarna czy nawet zaangażowanie gwiazd (np. koncerty Live Aid). To wszystko jest jednak leczeniem skutków, a nie zapobieganiem przyczynom. To zbyt mały plaster na rozległą ranę, jaką stanowi problem głodu. Niestety żyjemy w czasach, w których nakarmienie kogoś rozumie się jako akt dobrej woli, a pomoc humanitarna to „gest krótkowzroczności i optymizmu” – tak naprawdę mamy tu do czynienia z poprawianiem błędów i nadużyć systemu, a tym samym jego podtrzymywaniem. Wysłanie nadwyżki wyprodukowanej żywności to kwestia godzin, ale (bo zawsze musi być jakieś „ale”) najczęściej jest to niemożliwe, bo ktoś zawsze byłby stratny na takiej transakcji. Tak, transakcji, bo ludzkie życie i przetrwanie to tylko przedmioty w wymianie handlowej.

Przewrotny system wartości

Żyjemy w XXI wieku – epoce możliwości, wymyślnych wynalazków, podróży w kosmos, przeszczepów organów, niemal wiecznego życia, dobrobytu, względnego pokoju, klonowania zwierząt. Żyjemy w epoce marnowania jedzenia, masowej produkcji pożywienia i zabawy w Boga. A jednak nie potrafimy uratować dziewięciu milionów ludzi, którzy każdego roku umierają z głodu. Staliśmy się świadkami tego, jak dwie wartości zamieniły się miejscami – kiedyś chudy człowiek oznaczał człowieka ubogiego, ledwie wiążącego koniec z końcem, natomiast otyłość była oznaką dobrobytu.

Głód to zjawisko złożone. To nie brak jedzenia. To przesadny konsumpcjonizm, to kapitalizm i gospodarka nastawiona na zysk. To chora polityka przesiąknięta patriarchalizmem i supremacją białych. Głód to wina nas wszystkich, a śmierć głodowa to nasza odpowiedzialność.

Głód to ponad 700 stron trudnej prawdy – o świecie, w którym żyjemy, o regułach, które nim rządzą. Prawdy o nas samych. Czuję ciężar tych siedmiuset stron. I czuję ciężar tej prawdy. Uważam, że choć jest to książka trudna, powinna znaleźć się w kanonie lektur, każdy powinien zaznajomić się z jej treścią, nawet jeśli uważamy, że jeszcze do tego nie dojrzeliśmy. Być może edukacja o problemie, zamiast jego akceptacji, będzie pierwszym ważnym krokiem ku zmianie.

[1]     Ten i wszystkie pozostałe cytaty pochodzą z książki M. Caparrósa Głód.

 

Agata Gołąbek  (ona/jej), redaktorka naczelna Szpola – Dzięki filologii polskiej uczy się świata i ludzi, a dzięki twórczemu pisaniu uczy się samej siebie. Zawodowo pragnie zajmować się książkami – zarówno ich wydawaniem, jak i pisaniem. W wolnych chwilach ogląda filmy (w dużej mierze horrory), czyta książki (w dużej mierze horrory) i pisze (w dużej mierze horrory), a w zajętych chwilach rozwija się badawczo w kierunku grozy i feminizmu. Prześladuje ją widmo zalegających pozycji literackich do przeczytania, których stos wciąż się powiększa.