Kurwa, kolejny się znalazł, cwaniaczek…
Przepraszam, a gdzie pan idzie? Tak, pan. Tam nie ma wejścia, proszę tutaj. Widać chyba napisy, nie? Strzałkę nawet mamy. Proszę, nie ma problemu, ja przeczytam. Wejście. Kasa. Wejście do lat sześciu tylko pod opieką osoby dorosłej. Ile dziecko ma? Siedem? Siedem masz, kochanie? Nie bardzo wygląda. Ma pan może legitymację szkolną chłopaka? Dowód? To nic. Najwyżej z czipa możemy sczytać, bo widzę, że synek ma znaczek. A to pan wchodzi jednak z synem? Cudnie.
Pan zobaczy, warto. Dorosły z dzieckiem, dziecko do lat sześciu, proszę. Pierwsze dwadzieścia minut – czterdzieści złotych. Kolejne dwadzieścia minut za pięćdziesiąt. Ale to za dwóch, proszę pana! Zobaczy pan, naprawdę warto, warto. Synkowi się spodoba. Chyba jeszcze tu nie byłeś, co, młody? A nad morzem? Piętro wyżej jest, polecam.
Oprowadzanie? Jakie oprowadzanie? Proszę pana, ale to nie muzeum. Wie pan, koszty, ja sama na kasie jestem, nikogo więcej do obsługi, a różne się osoby trafiają, próbują wejść na lewo… Naprawdę, poradzą sobie państwo sami. Widzę, że syn sprytny, a i młodsi dawali radę. Już bez przesady, proszę pana. W końcu to tylko las. No dobrze, dobrze, ale jeśli ktoś mnie zawoła do kasy, będę musiała was zostawić, rozumiemy się?
Proszę najpierw do szatni. Na salę wchodzimy bez okryć wierzchnich, plecaków, torebek, bagaży. Maski zostają.
Aha, obuwie też możecie zdjąć, to sztuczna trawa, spokojnie. Wie pan, jak się widzi takie rzeczy po parę godzin dziennie, to człowiek do wszystkiego się przyzwyczaja. Drugi rok tu pracuję. Szału nie ma, ale żyć za co jest. A wiesz… Jak ty masz, kochanie na imię? Alan, ładne, takie trochę retro.
Czujesz, Alanku? Łaskocze? Pierwszy raz tak chodzisz? Nie, nie, to tak specjalnie. Wie pan, ile to trzeba pracy, kabli jakichś, miarek, żeby to wszystko temperaturę i wilgoć trzymało? To wszystko na podstawie badań, tak z nieba sobie naukowcy nie wzięli, że trawa w lesie była zimna i mokra, nie? Zresztą zależy, jaką porę roku imitujemy. Wiem, też bym wolała ciepłą, ale to dla edukacji, wie pan. Dzieci lubią. Nie narzekają.
Alanku, zobacz, tu takie wgłębienie jest. Czujnik. Wejdź na niego i zobaczysz, co się stanie. No nie bój się, to nic takiego. Czujesz? Fajnie, nie? Mamy tu kilka takich zamontowanych. Jedne uruchamiają spryskiwacze z zapachem. No, teraz akurat ładny był, czasem to takim śmierdzielem popryska, że jeszcze na następny dzień ubranie czuć. A bo za każdym razem inny zapach wyskakuje. Nie wiem, ale wszystko robione było według badań, więc widocznie nawet w lesie czasem musiało cuchnąć. Ja wiem, wiem, ale dzieci strasznie się z tego śmieją. Wie pan, nauka przez zabawę, takie tam, które dzieci tego nie lubią?
O! Słyszysz, Alanku? Twój tata wszedł właśnie na czujnik dźwiękowy. To las. Wiesz, jak folię o folię potrzesz, to taki szelest jest, nie? Podobny? No właśnie, tak się zderzały ze sobą i szeleściły. Nie, nie drzewa, liście. Ale spokojnie, zaraz zobaczysz, które to. A jak było dużo, dużo drzew, i miały dużo, dużo liści, to właśnie taki dźwięk mogły razem wydawać. Ten był specjalnie odtwarzany z nagrań różnego rodzaju materiałów. Też lubię ten szum.
A wiesz, Alanku, że mamy tu drzewa? Naprawdę, w końcu to sala leśna. W drugim pomieszczeniu, przy ścianie sensorycznej. No, jak chcesz, to dotknij, tu jest mech, kora drzewa, trawa taka jak na podłodze… No pogłaszcz! Nie bój się, wszystko co dziesięć minut dezynfekowane. Dobra, to wiesz, drzewa chyba też ci się nie spodobają. Bo one są tu do przytulania. I wiesz, one są prawdziwe. Serio, serio, dwa mamy. Jedno, popatrz, ma takie igły, długie, cienkie, widzisz? Ma! Czyli jest to drzewo iglaste. A drugie… Tak! Ono ma właśnie liście. Czyli drzewo jest jakie? LI… LI-ŚCIA… LI-ŚCIA-STE! Tak, no, podotykaj sobie jeszcze to tutaj, pień, on też ma czujniki jak trawa. Tylko teraz będzie głos takiego pana słychać, nie przestrasz się. Różne ciekawe rzeczy o lesie będzie mówił, wiesz?
No i co, nie warto czterdziestu złotych dać za edukację? Pan też trochę się dowie, natury zazna. A nauka przez zabawę zawsze cenniejsza. Człowiek tyle się uczy, nasłucha, podotyka, to i bardziej docenia, aż może nawet żal, że…
Proszę pana? Był tu przed chwilą przecież… Proszę pana! Alanku, widziałeś gdzieś swojego tatę? Może poszedł gdzieś? Mówił ci wcześniej, że gdzieś chce iść, że pójdzie? Aha. Zaraz pewnie przyjdzie? Ale na pewno? Nooo… To super. To wiesz co, Alanku, ja cię tu jednak zostawię, dobrze? Muszę stać przy kasie. No, no, baw się dobrze.
Jak zawsze! Niby ludzie na błędach mają się uczyć, a znowu jedno i to samo, na sklepy, tylko na sklepy. Opiekun zasrany, byleby dziecko zostawić i spierdolić. Zaraz potrącę dodatkowe pięćdziesiąt, to się jeden z drugim nauczą. W las, kurwa, nauka nie pójdzie.
Aleksandra Tarnowska (ur. 1990) – absolwentka filologii polskiej Uniwersytetu Warszawskiego. Pisze oczarowana władzą słowa. W wolnych chwilach zachwyca się teatrem radiowym i przesłodzoną herbatą.