Sezon grzewczy (ver. 2022)

Zapowietrzam się.

Moje płuca wypełnia woda.

Łzy powstrzymywane przez miesiące cofały się do środka, przepływając kanałami do wnętrza. Najpierw zatapiając zatoki, rozsadzając, naciskając na ścianki, rozciągając do granic możliwości. Wieczna migrena. Miliony białych tabletek, układających się na ręce w konstelacje gwiazd. Inne każdego wieczoru. Mieniły się jak najdroższe kryształy, zdobiąc żołądek, który, nie zwracając uwagi na ich z każdym dniem rosnącą wartość, traktował je kwasem i rozpuszczał.

Działały tylko przez kilka pierwszych dni, dopóki organizm nie zdążył się do nich przyzwyczaić. Szybka przekąska pomiędzy posiłkami. Jajka, mleko, tabletki – dopisane do sproszkowanych składników śniadania. Były tańsze, choć pozbawione potrzebnych składników odżywczych. Nie działały tak jak powinny. Organizm też powoli przestawał działać, zmęczony ciągłym zasilaniem każdej kończyny i narządów po kolei, odłączając te mniej potrzebne, żeby zaoszczędzić energię.

Dlatego tej zimy przeleżę pod kocem. Może trzema, w dwóch swetrach i czapce, paląc świeczki, które dostałam na urodziny. Zapadnę w sen zimowy i obudzę się na wiosnę. Przygotowywałam się do tego już od początku lata – dokładnie od czerwca, choć podobno warto było nawet wcześniej. We wtorki i czwartki przez większość popołudnia śniły mi się koszmary wypełnione bielą, czerwienią i liczbą zero przy sklepowym koszyku.

Kostka. Orzech. Ekogroszek Retopal. Pal czym się da.

Zostanę biernym palaczem, wciągając nosem dym z kominów.

Miał, miał, coś ty, kotku, chciał? Mleczka nie ma, ale mogę zaproponować jego sproszkowaną wersję sprowadzaną z zagranicy. Co prawda nie jest takie dobre, ale dla pani oferta specjalna: wymieszamy z naszym, prawdziwym, świeżym, prosto od dostawcy i nawet się pani nie zorientuje. Wszystko będzie pięknie działało. Jeśli jednak nie grzeje tak, jak powinno, to niech pani sprawdzi kaloryfery. Lubią się zapowietrzać, trzeba wtedy trochę wody wypuścić. Niech się też pani nie martwi pieniędzmi. Wypełniła pani podanie? Dofinansowanie się należy i wszystko pani kupi. Z nami nikt tej zimy nie zmarznie.

Odłączyłam z prądu telewizor. Lodówkę zresztą też. Tylko światło się w niej paliło, niepotrzebnie prąd ciągnęło. Produkty będę kupować na bieżąco albo wcale. Wygrzebywać robaki z ziemi albo jeść grzyby ze ścian. Czytałam, że niska temperatura i wysoka wilgotność powietrza to idealne warunki do ich rozwoju. Kiedy leżałam (woda powoli przestaje mieścić się w płucach, zalewając pozostałe wnętrzności) i patrzyłam na sufit, wyobrażałam sobie, jakie rodzaje grzybów wyrosną spod trzech warstw farby – każda z nich ukrywała ślady letnich morderstw. Tylko w tym roku czerwone plamy nadal zdobiły sufit – farba się skończyła, pieniądze zresztą też. Przypominały o dusznych, ciepłych nocach i spaniu nago na podłodze, żeby choć trochę ochłodzić rozgrzane ciało, lepkie od potu. Przetarłam dłonią czoło, kiedy poczułam krople spływające po twarzy. Woda podniosła się do niebezpiecznego poziomu. Szukając ujścia na zewnątrz, zaczęła przeciskać się przez gruczoły.

Wspomnienie lata pobudziło nagły przypływ gorąca, który zalewał mnie jak fala, uderzając boleśnie o skórę. Człowiek składa się w 18% z węgla, może w ten sposób rekompensowałam sobie braki ogrzewania, emitując je bezpośrednio z mojego ciała. Choć było zapowietrzone i wypełnione wodą (jak zwykle w telewizji kłamali). Zaszła reakcja egzotermiczna – węgiel połączył się z tlenem, który ledwo mieścił się w moich płucach, wydzielając czystą energię. Czułam jak płonę. Supernowa. Gwiazdy mieniły się w moich oczach, szkliły i błyszczały. Para buchała z mojego ciała. Nawilżała powietrze, przyśpieszając proces rozmnażania się grzybów. Przebijały się przez ściany, rozkwitając w zaskakującym tempie. Nigdy czegoś takiego nie widziałam. Morze kolorów zalewało pokój. Uniosłam napęczniałą, miękką dłoń. Na koniuszkach palców pojawiły się kropelki przeźroczystego płynu – proces zwany gutacją, rośliny oddają nadmiarową ilość wody zalegającą w ich ciałach.

Czułam jak puchłam.

Sięgnęłam po grzyba, który wyrósł tuż przed moją twarzą i wbiłam zęby w jego gąbczastą strukturę, urywając spory kęs. Cała ta sytuacja wydawała się nierealna, zabawna, jeden wielki żart. Chyba się nawet zaśmiałam, jednak dźwięk, który wydobył się z moich ust, brzmiał obco. Nienaturalnie. Jakby wymuszony, udający przed sobą, że wszystko jest w porządku. Pod kontrolą. Czułam odrętwienie rozchodzące się po całym moim ciele – od żołądka zaczynając. Trucizna zaczynała działać. Płuca zacisnęły się boleśnie. Dusiłam się.

W panice otworzyłam okno. Uderzyło mnie jesienne powietrze, które pachniało już zimą, mrozem i dymem z kominów. Niektórym się udało – stali w kolejkach po kilka dni, spali w samochodach albo płacili za szczęśliwy palec, który – pchany siłą lepszego internetu – już nie jeden węgiel ludziom kupił. Wzięłam głęboki wdech. Emitowane przez moje ciało ciepło powoli traciło na sile, pozostawiając po sobie rozpalone policzki i dreszcze. Niska temperatura nie tylko sprzyjała rozmnażaniu się grzybów, ale również bakterii i wirusów, a woda zalegająca w moim ciele tworzyła dla nich idealne środowisko do życia. Pociągnęłam nosem, jednak lepka i gęsta ciecz nadal wyciekała, jakby była nieskończona.

Od jutra na śniadanie, oprócz tabletek od bólu głowy, będę zażywać też te na przeziębienie. Po grzybach nie było śladów. Zmęczony umysł musiał je sobie wyobrazić. Halucynacje chyba nie zaliczały się do objawów choroby, co wydawało mi się dość niepokojące, ale wysoka gorączka mogłaby je usprawiedliwiać. Otuliłam się ciaśniej kocem. 100% poliester. Tylko bardziej się pociłam, jednak wody w moim ciele nie ubywało. Powinnam zadzwonić do lekarza, umówić się na wizytę, posiedzieć w poczekalni. Przyszłabym wcześniej, żeby się zagrzać. Wybrałabym miejsce przy kaloryferze, jak najbardziej się do niego przytulając, w celu zwiększenia powierzchni absorbowania ciepła przez ciało. Dodatkowo musiałam wymyślić, w jaki sposób je przechować, żeby starczyło na dłużej i nie uciekło, dopóki nie wrócę do domu.

Dreszcze. Znowu łapie mnie migrena. Wysokie ciśnienie rozsadza gruczoły łzowe, które ponownie zaczynają działać. Woda wypływa strumieniem, a ja nadal się zapowietrzam.

Krysia Wojtas: studentka twórczego pisania i kultury mediów. Uwielbia oglądać filmy i seriale animowane, podziwiać ilustracje i książkowe okładki, przy okazji ćwicząc swoją silną wolę, żeby ich wszystkich nie kupić. Czasami coś pisze, ale częściej rysuje. W swoim życiu zdążyła już zapełnić kilka szkicowników, które do tej pory tylko zbierały kurz na półkach.

Korekta: Dagmara Walczak